Osobiście najbardziej podobała mi się historia nr 1 - "Daleko od Yokohamy". Nostalgia przyprawiona szczyptą humoru - to jest to. I co prawda film mi się bardzo podobał, to chyba lepiej by było (może to przez ten nastrój ;P), gdyby pozostałe historie były nieco poważniejsze... ale w końcu to Jarmusch :) - lepszych recepcjonistów nie jestem w stanie sobie wyobrazić.
BTW. Czy mi się wydaje, czy JJ w każdym swoim filmie pokazuje spacerujących bohaterów na tle miejskich budynków? To już 4 film, w którym to widzę :)