Recenzja wyd. DVD filmu

Inaczej niż w raju (1984)
Jim Jarmusch
John Lurie
Eszter Balint

Amerykański sen to mit

"Stranger than paradise" to drugi film Jima Jarmuscha. Pierwszy pt. "Nieustające wakacje" był przygotowaniem reżysera do filmowego rzemiosła, doskonaleniem warsztatu i próbą odnalezienia własnego
"Stranger than paradise" to drugi film Jima Jarmuscha. Pierwszy pt. "Nieustające wakacje" był przygotowaniem reżysera do filmowego rzemiosła, doskonaleniem warsztatu i próbą odnalezienia własnego autorskiego stylu. Drugie podejście jest już jednak w pełni świadome, jest zarysem Jarmuschowskiego stylu. Film jest statyczny, ujęcia długie, przejścia pomiędzy nimi jeszcze dłuższe, a gra aktorów powściągliwa. Chrapliwa muzyka tylko dopełnia wrażenia senności obserwowanych miejsc. Świat w filmach Jarmuscha jest bardzo smutny; tak samo smutna jest Ameryka. W "Nieustających wakacjach" reżyser zajął się portretowaniem Nowego Jorku, jego zakamarków i ludzi "niższego rzędu". Jednym słowem można określić to światem outsiderów, to właśnie ta grupa jest najbardziej charakterystyczna w twórczości "króla kina niszowego". Natomiast w "Inaczej niż w raju" obserwujemy Amerykę w trzech miejscach stąd automatycznie nasuwają się porównania. Głównymi bohaterami "Stranger Than Paradise" jest dwójka nowojorczyków- Willie i Eddie. Należą oni do ludzi leniwych; nie pracują, utrzymują się dzięki dorywczym zajęciom. Ich życie wydaje się bardzo banalne, wystarczy napomknąć że zarabiają, obstawiając wyścigi konne. Ich egzystencję wypełnia codzienna nuda. Postacie te są zbudowane na zasadzie kontrastu: Eddie to bardzo pogodna i optymistyczna osoba, Willie przeciwnie - jest raczej negatywnie nastawiony do życia, szorstki w codziennych kontaktach. W ich życiu pojawia się osoba z zewnątrz, z innego świata, a mianowicie z Budapesztu. Eva przyleciała do Stanów w poszukiwaniu lepszego świata, Ameryka w Europie jest bowiem kojarzona z poprawą warunków swojego życia. Drugi film Jarmuscha jest bardzo gorzki w swojej wymowie. Na przykładzie Evy widzimy, jak bardzo to przekonanie o wyjątkowości Stanów Zjednoczonych jest mylne. Znaczące są słowa bohaterki na widok nowo zamieszkałego hotelu: "Jakoś to dziwnie znajomo wygląda". Słowa te mogą być mottem całego filmu. Jarmusch stara się powiedzieć nam, że wszędzie na świecie jest tak samo i to od nas zależy, jak będzie wyglądało nasze życie. Nie od miejsc, w jakich się znajdziemy. Bardzo ciekawa jest postać Williego - pochodzący z Budapesztu wstydzi się swoich korzeni. Bardzo mu zależy, aby uważano go za rodzimego Amerykanina, uważa, że obcokrajowcy są w jakiś sposób gorsi. W ostatniej części filmu zatytułowanej "Paradise" to jednak on najbardziej zmienia swój punkt widzenia. A raczej nie zmienia, tylko po prostu zrzuca maskę cynika, ujawniając swoje prawdziwe uczucia. Bo jeśli nawet lekko zmitologizowana Floryda nie daje ukojenia i satysfakcji to mit "amerykańskiego snu" okazuje się fałszywy. Jarmusch obala ten mit. Nie krytykuje Ameryki, krytykuje raczej ludzi, którzy tak ślepo w nią wierzą. Reżyser ma niezwykłą zdolność do ukazywania realiów miejsc, które filmuje. Ukazuje rzeczywistość i dlatego wszystko, co od niej odbiega (nawet marzenia), zostaje zweryfikowane. Tylko Eva zdaje się pozostać do końca racjonalistką; na końcu godzi się ze swoim przeciętnym życiem. Eddie dalej będzie żył optymistycznie jako przedstawiciel biedoty, Willie będzie dalej szukał w Europie swojego szczęścia. Już od samego początku filmu widać jego amatorskość. Jarmusch krystalizuje tu taki swój niszowy styl, nie stara się udawać, że kręci dużą produkcję. Wszystko u niego jest bardzo swojskie, aktorzy zachowują się bardzo naturalnie. Ich aktorstwo to aktorstwo typowych naturszczyków. Przeczytałem opinie, że grają nieco sztucznie. Jest jednak zupełnie inaczej, bo oni właściwie "są", a nie grają. Marazm postaci przekształca się w marazm aktorów. "Wolna" jest gra aktorów, tak samo wolna jest praca kamery. Ujęcia są statyczne, kamera często pozostaje nieruchomo i nawet gdy postać zniknie z jej pola widzenia, to dalej pozostaje na swoim miejscu. Nie każdy więc polubi Jarmuscha i nie każdy polubi ten film. Jego odbiór wymaga wiele cierpliwości. W zamian zamiast kawałka taśmy filmowej otrzymujemy kawałek życia. Chyba warto.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Stało się to pewnego wieczoru. Wówczas, wylęgając swe gnaty na okupowanej łożnicy, robiłam powtórkę z... czytaj więcej
Jarmusch, Jarmusch, Jarmusch. Kim jest Jarmusch? To jasne dla każdego fana kina tak samo jak to z jakiej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones